wtorek, 21 stycznia 2014

Nowy sezon #5 ♥

hej,cześć i dzień dobry wieczór! :)
witam z nowym rozdziałem,niestety krótkim ...
Poznajmy uczucia Louisa,stańmy się Nim...

enjoy x.
____________________________________

Obudziłem się,gdy promienie słoneczne zaczęły przedzierać się przez mrok pokoju.Podejrzewam,że mogła to być godzina szósta,ewentualnie siódma.Byłem przemęczony,ale nie mogłem spać tej nocy,wszystko mnie bolało,ból był nie do zniesienia.Miś,którego dostałem od Arthura był miękki i przytulny,więc to nie on był powodem braku snu.Nie było mi też zimno.Nie wiem,dlaczego spało mi się tak nieprzyjemnie.W śnie widziałem Kate.Moją małą Kati.Nie,Louis,nie myśl o Niej.Nie myśl o Nich,masz zapomnieć.Tu jest teraz Twoje miejsce. Arthur Ci pomoże.
Około dziewiątej,jak mniemam,Arthur zapukał do drzwi mojego pokoju.Stał w futrynie,trzymając tackę z moim śniadaniem i białym napojem w szklance.
-dzień dobry,słońce,jak się spało?
-uh...um,całkiem dobrze...
-dobrze...-zdawał się przetworzyć moje słowa,po chwili jednak odpuścił i się uśmiechnął,kładąc tackę na stoliku.- smacznego.Przyjdę za jakieś pół godzinki.
-zgoda.
Arthur był w porządku.Jest miły,dba,by niczego mi zabrakło i sprawia,że zapominam o tym,co sprawiało mi przykrość.Chwyciłem za chrupiącą bułkę z sałatą,serem,pomidorem i ogórkiem i się w nią wgryzłem.Przeżuwając, po raz kolejny rozejrzałem się po pokoju. Pomieszczenie było średniej wielkości,ściany pokryte były białą farbą z czerwonymi smugami czy datami oraz miastami.Zaintrygowały mnie te ściany. Jaki sens ma malowanie czegoś takiego? Może to sposób Arthura na upamiętnienie jego podróży po różnych miastach? Każdy ma jakieś Hobby.Okno było małe i umiejscowione tuż pod sufitem,co również wydało mi się dziwne.Obok całkiem wygodnego łóżka stał mały stoliczek nocny z lampką.Właściwie na tym kończy się wystrój tego pokoju.Nie wypiłem dzisiaj napoju.Arthur zawsze nalegał,bym go wypił,ale dzisiaj naprawdę nie miałem ochoty,więc wylałem białowaty płyn do zlewu w skromnej łazience.Nie musiałem długo czekać na pojawienie się Arthura,gdy tylko odstawiłem tackę,ujrzałem jego postać.
-i jak? smakowało?
-tak.Robisz naprawdę dobre kanapki.
-cieszę się.
*
-CO TY ROBISZ?!
Pisnąłem jak mała,wystraszona dziewczynka.Boże,on mnie pocałował!Mało tego,gładził przy tym wewnętrzną stronę moich ud!To nienormalne.To stanowczo nie jest normalne.
-Niegrzeczny chłopiec,nie wypiłeś napoju,co?
-N-nie...
Pożałowałem tej odpowiedzi,gdy sekundę później jego ogromna dłoń zderzyła się z moim policzkiem.Natychmiast syknąłem i złapałem się za to miejsce.
-a mówiłem,żebyś wypił...każdego dnia mówię,żebyś wypił!
-ale po co?!
-zamknij mordę!
Zanim się zorientowałem,otrzymałem kolejny cios.Znacznie silniejszy.Co się dzieje?On się tak nigdy nie zachowywał.Arthur jest miły!W tym momencie mnie olśniło.Nigdy nie pamiętam,co robiłem po kolejnych posiłkach...Pamiętam,że jem śniadanie,potem pustka,następnie jem obiad i znowu to samo.Co się dzieje między tymi porami?Czy on..?Nie,to niemożliwe.Arthur mnie nie skrzywdzi,on mi pomaga..tak?
-wszystko byłoby prostsze,gdybyś uważnie mnie słuchał,Louie...
Nie zdążyłem zareagować.Zakleił mi usta taśmą izolacyjną i zakneblował dłonie.Boli.Cholernie.Spojrzałem na mojego oprawcę ze łzami w oczach,a on tylko uśmiechnął się z wyższością.Co będzie dalej?Nie chcę wiedzieć...
*
Głośny,rwący krzyk wydostał się z mojego gardła,by następnie zostać stłumiony przez taśmę.Ból promieniował nisko od pleców,aż po głowę.Nie wiem nawet,czy ja nadal płaczę.Wiem,że mam mokre policzki,czuję to,ale nie wiem,czy mam jeszcze siły na łzy.Jeśli ktoś chce wiedzieć,jak się teraz czuję,niech wsadzi sobie parasol w odbyt i spróbuje go rozwinąć.Stałem przyciśnięty do ściany,słaniając się na nogach,z trudem łapiąc oddech.Za sobą słyszałem jęki jednostronnej rozkoszy.Byłem nagi,marzłem,cicho cierpiąc.Cierpiałem,wypuszczając z siebie życie.Wyłączyłem się.Niemal czułem,jak moja dusza próbuje się ze mnie wydostać.Pozostawić ciało na pastwę potwora i wylecieć daleko.Pragnąłem tego.Niestety tak się nie stało.Jedyne,co poczułem,to coś ciepłego,tam na dole,we mnie.Nie wiem,czy bardziej mnie to obrzydza,czy zawstydza.Boże,facet,któremu zaufałem.uwierzyłem,że mi pomoże...Podle mnie wykorzystał i teraz spuścił się we mnie.Zostawił we mnie cząstkę siebie i nagle poczułem się taki brudny...Wyprał mnie z uczuć,zabrał mi moją cnotę...Jezu,czy chłopcy w ogóle posiadają coś takiego?Nie wiem.Wiem tyle,że właśnie zostałem zgwałcony,prawdopodobnie nie pierwszy raz.I ta myśl mnie przeraziła.Wróciłem myślami do tego paskudnego pokoju i pierwsze,co mnie tam spotkało,to ból.Arthur cisnął mną w kąt,jak zużytą chusteczkę,jak śmiecia.Zacząłem kontaktować i zauważyłem strużkę krwi,cieknącą po moich udach,a także podrapane ramiona.
-i co,bekso?Mówiłem,że masz wypić to,co ci daję,a ty się sprzeciwiasz i jak się to kończy? A mogło być tak przyjemnie...
-...
-Twoja bajka się kończy,Tomlinson.Mogę Ci zatem wyjaśnić,co Cię czeka.Widzisz te ściany?To czerwone,to nie farba...
Uśmiechnął się chytrze,ale ja spojrzałem na niego zmrużonymi oczami.O czym on...Nie.Nie,nie,nie,nie!
- to krew.
Zacisnąłem powieki.Boję się.Czy ktoś mnie w ogóle słyszy?!Ja się boję!
-otóż,kochanie...nie jesteś pierwszy. Te miasta...to stamtąd pochodzą moje wcześniejsze zabawki.A daty?
-nie mów tego...-szepnąłem cicho,ledwo łapiąc oddech.
-to daty ich śmierci.Widzisz,chcę dla Was wszystkich dobrze,a wy i tak musicie się buntować.Prosiłem każdego z twoich poprzedników,by pili każdego dnia ten biały soczek...na ich nieszczęście,każdy któregoś dnia mnie nie słuchał i nie opróżniał szklanki.Wtedy był płacz,krzyki,że boli,że mam przestać...blah blah blah...Nie dało się przy tych krzykach i łzach normalnie zabawić,więc kończyłem ich żywot.Muszę przyznać,że jesteś jednym z tych,którzy najszybciej złamali moje reguły...minął zaledwie tydzień,a ja już muszę zacząć szukać nowej zabawki...eh...a tak ci lubiłem..masz taką uroczą buźkę.No cóż...wrócę do Ciebie jutro.Wytrzymasz jeszcze dwa dni,prawda?Potem już tylko poczujesz kilka dźgnięć nożem,nic takiego...szybko pozbędziesz się bólu.
-ob...obiecałeś...miałeś mi pomóc..
-a źle ci było?Byłeś szczęśliwy,rozmawiałeś ze mną normalnie,śmiałeś się...dotrzymałem słowa,ale ty postanowiłeś to zniszczyć.Zatem niedługo uśmierzę twoje cierpienie. Raz...na zawsze.
Poklepał mój policzek i wyszedł.Zostałem sam.Nagi,upokorzony,ze świadomością,że za dwa dni zostanę zamordowany,a jedyne co po mnie zostanie to  "Tomlinson,Doncaster  28.12.2015" wypisane moją krwią na białej ścianie.Jeśli Bóg istnieje,dlaczego mnie na to skazał?
-co zrobiłem źle..?Słyszysz mnie,Boże?Co ja Ci zrobiłem?!Dlaczego?!
Siły opadły,a ja osunąłem się po zimnej ścianie w kącie pokoju i łkałem w drewnianą podłogę. Żyję,cicho cierpiąc.Cierpię,cicho żyjąc.To koniec.Mój koniec.

6 komentarzy:

  1. Wiedziałam że to daty śmierci ! Wiedziałam! Przeraża mnie tylko to, skąd wiedziałam. ..
    Rozdział cudowny jak zwykle. Jestem przekonana że Zayn go znajdzie ocali i wgl ale Lou będzie się jego bał...

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże cudowny . Jak robi się tak swietne rozdziały . No jak !!! Po prostu składam poklony . Rozdział jest świentny . Ten facet jest pierdolnięty na mózg !!!!
    czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Wez tylko nie zabijaj go ni nic! Znajde Cie i zrobie ci cos xD czekam z niecierpliwoscia na kolejne~

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę Cię częściej dodawaj rozdziały bo jak będziesz dodawała tak wolno to czytelnicy przestaną to czytać :'( A co do bloga to jest to mój ulubiony :D Tylko go nie zabijaj bo to będzie najgorszy blog jakiego czytałam XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Blog cudny :)
    Nominuję więc do Libster Award, szczegóły: http://storyaboutzaynmalik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, uzalerzniłam się od tego bloga! JEST ŚWIETNY!!! Trochę dziwny ale ŚWIETNY!

    OdpowiedzUsuń