niedziela, 2 marca 2014

#2

Umazany pisakami Louis biegał po całym domu,gdy Kate wróciła z zakupami.Na palcu jego małej dłoni lśniła złota obrączka,a szatyn ubrany był  w spraną koszulkę w paski i  zdarte rurki.Kate roześmiała się głośno,gdy jej mąż porwał ją w ramiona i  zakręcił wokół własnej osi.
-Dzień Dobry,mysiu-pysiu! Jak tam na zakupach?
-eee... faajnie?Gdzie dzieci?
-Otóż...-przybrał wyrafinowany głos. - Księżniczka Alexandra oczekuje na mnie w ogrodzie,zaś Christopher Cristiano Tomlinson potrzebuje najlepszego bramkarza w tym domu,więc... jesteśmy potrzebni,skarbie.Wkładaj rękawice bramkarskie i lecimy!
-już,już.
I tak zrobili.Louis przebrał się w swój strój księcia,Kate w sportowy  różowy stanik,na to szarą rozpinaną bluzę,do tego dresy i trampki.Razem wyszli do ogrodu,a potem się rozdzielili.Pan Tomlinson udał się do altanki,gdzie jego 4-letnia córeczka siedziała przy białym stoliku z herbatką.Alex miała na sobie błękitną suknię królewny,a jej długie brązowe loki zdobiła tiara.
Pani Tomlinson ustawiła się w polu bramkowym,a 4-letni Chris rozpromienił się i stanął dwa metry od piłki.Chłopiec ubrany był w białe długie skarpetki,czarne spodenki i białą koszulkę z napisem "Tomlinson 17".
-Mamusiu,mamusiu,kopię! - wykrzyczał radośnie,podbiegł do piłki i ją kopnął,a Kate nie zdążyła obronić,co wywołało głośny pisk. - sceliłem!Udało mi się!
-Brawo skarbie! - Blondynka wzięła synka w ramiona i została obdarowana czułym całusem w policzek.Nagle wesołą atmosferę przerwał krzyk dziewczynki.
-Tatusiu!Tatusiu,wracaj!Wracaj,sysys?!To wcale nie est zabawne!
Kate odwróciła się w ich stronę i wstrzymała oddech.Czarny wir pochłaniał Louisa,a Alex płakała,niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu.Wszystko się zmieniło w ułamku sekundy.Zielona trawa,kolorowe zabawki,dom,błękitne niebo,słońce...wszystko zniknęło.Nastąpił mrok,burza,ona była sama.
-Chris?!Alex?!Ch...-krzyknęła przerażona,widząc kołyskę,a w środku zakrwawione dzieci.Ich paniczny płacz zabijał ją od środka,pocięte drobne ciała raniły jej oczy i odbierały oddech.
-Kate? Katie?
Blondynka zaczęła krzyczeć,dopóki świat nie wrócił do normy.
Była w swoim pokoju,siedziała na łóżku,a Zayn gładził jej plecy.
-to tylko zły sen,mała,spokojnie...
-Zayn,niedobrze mi...
-Chodź.
Mulat uśmiechnął się czule i zaprowadził roztrzęsioną dziewczynę do łazienki.Ona klęknęła*,on kucnął za nią i skrzyżował ręce na sedesie tak,by blondynka oparła na nich swoje czoło,jednocześnie nie mając problemu z włosami.Tak też zrobiła,po czym zwymiotowała,a Zayn... Zayn po prostu był bardzo blisko i muskał nosem jej kark,by pokazać,że jest przy niej,że nie jest sama.Tak spędzili resztę nocy.
Rano Kate nie miała już czego zwracać,więc wymiotowała żółcią i mlekiem,które wypiła.Na śniadanie dostała więc wodę,krakersy i...test ciążowy.Zmarszczyła brwi w zaskoczeniu i spojrzała na Malika pytająco,a on spokojnie zaczął.
-Kate,wiem,że to pytanie zabrzmi trochę dziwnie,bo to nie moja sprawa,ale....kiedy ostatnio między Tobą a Louisem doszło do zbliżenia?
-Co..?Masz na myśli...?
-kiedy uprawialiście seks.
-um...jakieś...jakieś cztery miesiące temu...
-mogę zobaczyć Twój brzuch?
-Nie.
-Kate...
-Tak...
-Chodź ze mną.
Brunet stanął z nią przed lustrem i podwinął jej bluzkę do góry.Musnął ciepłą dłonią jej skórę,wyczuwając widocznie wybrzuszenie,a potem odwrócił ją bokiem i lekko się uśmiechnął.
-Widzisz?
-Czy...to...?
-Zrób test,proszę...
*
Czekanie było torturą.Niepewność ją męczyła,a każda kolejna sekunda,niczym bicz,zadawała cios w jej plecy.Nie czuła zimna kafelek w łazience,nie widziała promieni słonecznych,przebijających się przez okno.Wszystko jakby stanęło w czasie.
Dwie kreski.
Wynik pozytywny.
Kate usiadła na podłodze i oparła się o wannę.To nie może być prawda,to nie może się stać teraz. Jednak Bóg postanowił poddać ją próbie,akurat teraz,gdy została z tym wszystkim sama.
-Katie,wszystko w porządku?
-Nie jest w porządku.Nic nie jest,kurwa,w porządku!
Zayn wszedł do łazienki i zamknął kruchą postać w ramionach.
-Chcę go z powrotem!Jeśli Bóg istnieje to jest zwykłą szują,bo mi go zabiera!
-Spokojnie,aniołku...
-Oddajcie mi Louisa...
Kate płakała.Płaczem przekazywała strach,panikę,smutek,ogromny ból i tęsknotę.
Zayn stał i chował Kate w ramionach.Przekazywał tym ciepło,bezpieczeństwo i cichą obietnicę,że nie pozwoli jej skrzywdzić.
Dwoje ludzi,których świat runął w tym samym momencie.Wszystko dlatego,że Bóg jest chciwym egoistą,bo zabrał im Louisa. Ich małego Lou-Lou,który stanowił główny sens ich życia.


* jestem humanistką,ale ni uja,nie wiem,czy piszę ten wyraz dobrze.To zawsze sprawiało mi problemy...
________________________________________________________________________
Ten rozdział pisałam w bólach. Po prostu nie potrafiłam zrobić z tego wątku czegoś dłuższego,a chcę już rozkręcić ten sezon.
Jeśli czyta to jakiś duchowny lub zagorzały katolik,to przepraszam.Ale taka jest prawda,nie?Gdy odchodzi bliska osoba,winimy Boga za to,że ją nam odebrał.Coś o tym wiem...
Dalsze rozdziały są TYLKO I WYŁĄCZNIE KWESTIĄ WIARY! Już w następnym rozdziale zauważycie różnice między moją wiarą,a Waszą,ale będzie to minimalna różnica :)
po więcej informacji zapraszam na mojego twittera >>>> @ellix155204
PS. jeśli ktoś potrafi robić szablony na bloga,PROSZĘ O KONTAKT! :)
Lots of love.
Elli x.

3 komentarze:

  1. Smutne :'(
    Będzie mały Louis .

    OdpowiedzUsuń
  2. Troche smutny :'( Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie piszesz ale kiedy next? Bo mnie cciekawość zżera od środka xddd zaaarąbisty rozdział nie mogę się doczekać więcej ;) weny kochana :3

    OdpowiedzUsuń