wtorek, 25 lutego 2014

#1

Kilka słów,ponieważ wiem,cwaniaki,że nie wchodzicie w "Ważne".
Oficjalnie rozpoczął się trzeci sezon opowiadania.Zmieniona została nazwa strony,zostanie zmieniony szablon.
W pewnym sensie,czytając to opowiadanie możecie zauważyć,że moje pisarstwo "dojrzewa".
Nie spodziewajcie się po mnie zbyt wiele.Nie jestem pisarką.Pisarka czerpie inspirację ze świata zewnętrznego.
Nie oczekujcie dzieła po nastolatce z problemami,która od dwóch lat nie wychodzi z domu bez wyraźnej potrzeby,zamyka się w muzyce i nie zwraca uwagi na to,co jest wokół niej. Wszystko. Miłego czytania! x.
____________________________________________________________________________________________________________________________________________


Mulat przewracał się na łóżku,z boku na bok.Cienka warstwa potu zdobiła miodową skórę,a jego umysł ogarnęły karmelowe włosy,zadarty nosek,wąskie usta i szaro-błękitne tęczówki.Oddychał głęboko,ale jedyne,co słyszał,to krew płynącą w jego żyłach i głos.Ciche błaganie.Błaganie o pomoc.Księżyc był w pełni a niebo czyste i gwieździste,gdy ciszę przeciął krzyk.Brązowooki nie wiedział,czy dreszcze przechodzące przez jego ciało są wynikiem uchylonego okna w sypialni,czy figli,jakie płatała mu jego wyobraźnia.Chłodny powiew wiatru targał delikatnie kremową zasłonę,wpuszczając blask księżyca,który przedzierał się przez mrok pokoju.Młody mężczyzna schował twarz w dłoniach,by po upływie sekundy zetrzeć powłokę niechcianego słonego płynu z okolic skroni i czoła.Sięgnął do szafki nocnej,wzdychając na fakt,że powinna znajdować się tam komórka a wyczuł tylko drobny pył.Najwyższy czas posprzątać-pomyślał i wstał.Droga do salonu ciągnęła się w nieskończoność,chłodna podłoga była bezlitosna dla bosych stóp,a powieki nagle stały się ciężkie.W jego uszach zabrzmiało ponownie "Zayn,ratuj mnie..." i to sprawiło,że w zmęczone ciało wstąpiła energia.Zbiegł z ostatnich schodów i rzucił się po telefon,by jak najszybciej skontaktować się z kimkolwiek.Padło na Harrego.Styles nie był specjalnie zadowolony z nocnej pobudki ,jednak Zayn był usatysfakcjonowany.Harry jest impulsywny,potrafi powalić każdego,jeśli tylko wpadnie w szał.Po krótkiej konwersacji rozłączył się i w minutę był gotowy do wyjścia.Równe 420 sekund później oślepiły go ledowe reflektory samochodu Loczka.Malik wsiadł i wymienił z kumplem spojrzenie.
-Wiem,gdzie jest Lou.
Ciemność przecinało światło lamp,ciszę zagłuszał warkot silnika.Słowa były zbędne.Zayn odezwał się,gdy coś kazało mu krzyknąć.
-Skręć!
Więc Harry włączył kierunkowskaz i zjechał z gładkiego asfaltu na nierówną leśną ścieżkę,która wcale nie oszczędzi karoserii samochodu.Mulat przełączył się na tryb GPS'a i,nie kryjąc zdziwienia,skąd znał drogę,15 minut później zaparkowali w bezpiecznej odległości,by nie oznajmić porywaczowi o ich obecności.Harry delikatnie zamknął drzwi i sięgnął po coś do bagażnika.
-Poważnie? - Zayn przekrzywił głowę widząc kij baseball'owy w dużej dłoni młodszego chłopaka.Ten tylko wzruszył ramionami i zgoda,było ciemno,ale Zayn doskonale widział te iskierki w zielonych oczach.Pragnął zemsty.Oboje w kilku krokach pokonali drogę do chaty.Brązowooki odblokował drzwi i tak znaleźli się w korytarzu.Szczęście czy pech sprawił,że wybrany przez nich pokój okazał się pokojem Louisa.Krótkie "pstryk" i przyjaciele wstrzymali oddech.Blade,wiotkie ciało z poziomymi cięciami leżało na zakrwawionej pościeli,klatka piersiowa nie unosiła się wraz z oddechem,co mogło oznaczać tylko jedno.
-Zabiję...- wyszeptał Harry i żwawym krokiem wbiegł do drugiego pokoju- sypialni Arthura.Nawet nie zauważył,kiedy uderzył kijem raz,potem drugi i trzeci.Jego oczy zaszły łzami,jego umysłem zawładnął widok martwego przyjaciela,wysyłając impulsy do rąk wysokiego chłopaka.Żyły wyraźnie odznaczały się na jasnej karnacji,a Harry bił zaskoczonego oprawcę bez opamiętania.Odrzucił kij,pociągnął starszego mężczyznę na podłogę,usiadł na nim okrakiem i zaczął pięściami okładać jego twarz,krzycząc,że taka kanalia zasługuje na kastrację,że powinni go gwałcić wałkiem do ciasta,tak długo,że przez lata nie czuł by dupy.Półprzytomnego Arthura pociągnął za nogi do pokoju,w którym znajdował się Louis.Zayn kucał przy łóżku,odgarniając niesforne brązowe kosmyki przetłuszczonej grzywki Tomlinsona.Nie kontrolując swoich ruchów,mulat pochylił twarz i musnął drżącymi wargami spierzchnięte,zimne usta Louisa.Harry wytrzeszczył oczy w szoku.
-Co Ty się,kurwa w bajkę o śpiącej królewnie bawisz?!On się magicznie nie obudzi po twoim pocałunku!
-Zawsze lepiej się upewnić...-mruknął pod nosem i poklepał blady policzek szatyna.Arthur na chwilę przestał dusić się krwią i zaśmiał się z triumfem,choć przecież nie był wcale na wygranej pozycji.Satysfakcjonował go po prostu fakt,że odniósł sukces względem Louisa.Zabił go.
-To był taki słaby gnojek...aczkolwiek,tyłek ma niezły.Cholernie ciasny i-
Nie zdążył dokończyć.Kij baseball'owy z impetem zderzył się z jego brzuchem.
-Stul dziób cioto!
Młodszy z dwójki brunetów wpadł w istny szał,po raz kolejny w tym domu.Wizja tego,że jego przyjaciel był gwałcony całkowicie go zaślepiła i opanowała jego ciało.Uderzał z niewiarygodną siłą,nie pomijał ani jednej części ciała,a jego umysł krzyczał zdechnij sukinsynu.
-Harry,dość!
-Bronisz to coś?!Louis cierpiał,płakał,krzyczał,a on go zeszmacił i zamordował! Ten skurwiel nie zasługuje na życie,powinienem go wypieprzyć jego własnym kutasem!
Zayn już nie protestował.Otarł łzy i okrył bezwładne ciało kocem.
-Louis,musisz żyć,aniołku...
*
Wellington Hospital.
Tutaj został przewieziony Louis.
Tutaj Kate straciła przytomność na widok swojego ukochanego.
Tutaj lekarze walczyli o życie młodzieńca.
Tutaj został wprowadzony w śpiączkę,z której mógł nigdy się nie wybudzić.
Tutaj biała postać stała w kącie,obserwując kilku ludzi w białych kitlach,nasłuchując piskliwych maszyn.
Louis stał obok i patrzył na swoje ciało,gdy usłyszał przyjemną melodię.
Louis zaczął się unosić.
Louis znalazł się pośród wszechobecnej bieli.Jego skóra nabrała koloru miodu,niczym nie skażona.Zniknęły tatuaże,zniknęły cięcia.Był czysty.Odziany w białe Toms'y, białe rurki,białą koszulę w podwiniętymi rękawami,a jego plecy zdobiły białe ,pierzaste skrzydła.
-Czekałem na Ciebie...

8 komentarzy:

  1. Wow jejciu pogubiłam się ale raaany to jest takie hdufhodschoudaxh mam nadzieję że Louis będzie żył *.* życzę weny :) xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie proszę niech Louis żyje ;) pliss :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tej strony blackaro :
    Dlaczego taki krótki?? Dlaczeeego?!
    Rozdział super super super . Znowu zaczęłam myśleć tylko o twoim blogu

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego !? :'( Louis musi żyć ! Szkoda, że taki krótki, mam nadzieję, że następny będzie chociaż odrobinkę dłuższy ;) Pozdrawiam i życzę duuużo weny - @zosia_official :*

    OdpowiedzUsuń
  5. On.musi.żyć!!! Chodzi mi o Lou oczywiście

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny !!! Louis musi żyć, czekam na kolejny rozdział. Dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. przepraszam że dopiero teraz ale ni miałam internetu.
    rycze ,płacze krokodylimi łzami.
    piękny

    OdpowiedzUsuń